Jak zapowiedziałam i jak zapisałam w pierwszym poście teraz spełniam obietnicę prezentuję moją rodzinkę szyjątek.
Zaczęło się niewinnie:
... mamo chciałabym takiego króliczka
... jakiego skarbie?
... pokaże Ci dobrze?
Tak razem spędziliśmy godzinkę przed monitorem komputera gdzie jedna po drugiej stronce ujawniała coraz to piękniejsze cudnie uszyte króliczki.
Z wypiekami na twarzy postanowiłam dziś zasiadam do spotkania z moi strasznym metalowym potworem i razem uszyjemy króliczka dla naszej księżniczki.
Pierwszy zgrzyt igły i świst nici już gotowy był krój króliczka.
Po godzinie już upychałam mięciutki puszek w raczki, nóżki i brzuszek nowego przyjaciela, kolejna godzina upływała na przyszywaniu raczek nóżek i wyszywaniu oczek. Króliczek był już cały lecz nie miał jeszcze ubranka za oknem noc ciemna pomyślałam minie jeszcze jedna i będzie niespodzianka dla mojej córeczki z samego rana.
Potem kolejna i kolejna odmierzała w kółko 60 minut - ubranko już było gotowe i jak ulał pasowało jeszcze kolejną łapczywie noc skradała gotowy był gdy na zegarku 4.00 rano wybiła.
Układając obok niej na podusi rączką mojej córeczki jej nowego przyjaciela nakryłam.
Oczka się zbudziły raczka ślad odnalazła:
Mamusiu Mamusiu to dla mnie? - z drugiego pokoju usłyszałam.
Kolejne moje noce kolejni przyszywani bracia po nim skradali, a ja dziś z archiwum SZPILECZKI, NITKI I IGŁY spójrzcie co dla Was odnalazłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz